Wylatujemy z Nicei. Żegna nas ulewny deszcz.
Mamy przesiadkę w Dusseldorfie, ale długo nie możemy wylądować z powodu fatalnych warunków pogodowych (burza i silny wiatr). Doświadczamy największych turbulencji jakie nam się do tej pory kiedykolwiek przytrafiły - przez chwilę rzucało tak, że niewiele brakowało a walnąłbym głową o schowek na bagaż nad moją głową). W końcu jednak burza przechodzi, a samolot po kilku kółkach ląduje w Dusseldorfie. Groziło nam, że będziemy lądować na innym lotnisku (co spowodowałoby spore komplikacje w powrocie do Warszawy), więc oddychamy z ulgą.